Pierwszy był Tel Awiw w Izraelu
Odkryłam go dzięki seminarium dla młodych żydowskich dyplomatów. To było dość zaskakujące, bo ani nie byłam wtedy już taka młoda, ani tym bardziej dyplomatka, wręcz przeciwnie, zawsze byłam znana z niewyparzonej gęby. Wysłano mnie tam razem z innymi żydowskimi aktywistami na zaproszenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych Izraela. Dwa tygodnie zwiedzania kraju i indoktrynacji. Nie byłam wtedy gotowa na Tel Awiw, przytłoczył mnie swoją wolnością. Fascynował ale mieszał w głowie. To było jakieś 20 lat temu. Później wyszłam za mąż za Izraelczyka, pojechaliśmy w podróż poślubną do Tel Awiwu i wracaliśmy tam często na wakacje.
Drugi był Tel Awiw w Warszawie
10 lat temu zapragnęłam zrobić coś swojego i wpadłam na pomysł, że będzie to knajpa izraelska. Wtedy wydawał się kuriozalny. Może żydowska? – dopytywali znajomi. Ale mnie żydowska wcale nie interesowała, chciałam izraelską. Stąd się wziął Tel Aviv w Warszawie – miejsce otwarcie tolerancyjne, wegetariańskie, na luzie i bez spinki, z tęczową flagą i Gwiazdą Dawida przed wejściem. Miejsce na tamte czasy odważne i wyróżniające się od reszty. Prawdziwy Tel Awiw odkryłam jednak dopiero po rozwodzie. Ruszyłam wtedy eksplorować świat i w naturalnym odruchu poleciałam do Izraela, do miejsca, w którym się czuję bezpiecznie. Wtedy dopiero wsiąkłam w to miasto, zrozumiałam co to znaczy być jego mieszkanką.
Od razu idę na plażę
Jak wygląda mój dzień w Tel Awiwie? Budzę się rano, wciągam szorty, wsuwam klapki i bez makijażu wychodzę z domu. Nie czuję, że wyglądam inaczej od reszty, bo nikt mnie nie taksuje wzrokiem. Tu wszyscy chodzą w klapkach i podkoszulkach na ramiączkach. Jest za ciepło, żeby wkładać na siebie coś więcej i oceniać przez to swój status społeczny. Trzeba być gotowym na plaże, bo to centralny park miasta. Tam się spędza najwięcej czasu i tam zawsze idę od razu po przylocie do Tel Awiwu. Plaża jest skierowana na zachód, więc z reguły jest spektakularny – olbrzymia czerwona kula słońca chowa się za horyzont. W każdy piątek, w okolicach parku Charlesa Clore’a, towarzyszy temu muzyka bębnów. Im bliżej zachodu, tym szybsza i głośniejsza. Cichnie wraz ze zniknięciem słońca za linią morza i rozpoczęciem się szabatu.
Bawię się na dachu
Po zachodzie słońca zaczynają się imprezy. Najlepsze są te nielegalne na dachach budynków. Żeby je znaleźć trzeba się przejść bulwarem Rothschilda, gdzieś mniej więcej w jego połowie, w sobotę wieczór, i wsłuchać się, skąd dochodzi muzyka. Jeśli zobaczycie, że jest kolejka przed którymś z budynków, koniecznie do niej dołączcie. Na dachach jest najlepsza muzyka i najtańszy alkohol w mieście. Nie płaci się za wstęp, tylko zrzuca się do kapelusza na DJ-a. Lubię też klub Teder.fm, gdzie można posłuchać współczesnej muzyki izraelskiej, głównie hip hopu i elektroniki. Hadag Nahash to mój ulubiony zespół. Nazwa oznacza wężo-rybę i tak też brzmi – panowie są bardzo multiinstrumentalni. Zresztą, wszyscy mieszkańcy miasta, których do tej pory poznałam, grają na jakimś instrumencie. Muzykalność jest tu powszechna. W Tel Awiwie można także obejrzeć najlepszy teatr tańca na świecie czyli Batshevę Dance Company. Nie zawsze jest na miejscu, bo dużo podróżuje, ale jeśli jest okazja, to warto ją wykorzystać.
Zakupy robię na bazarze
Mam swoje ulubione sklepiki. W jednym kupuję nabiał, a w drugim pieczywo. Takich malutkich sklepów może być na ulicy i ze dwadzieścia, a każdy będzie miał swoich wiernych klientów. Największą przyjemnością są jednak zakupy na bazarze. Mój ulubiony to Shuk Ha’Carmel w centrum miasta. Niektórzy mówią, że śmierdzi. Zupełnie tego nie rozumiem. Tak właśnie dla mnie pachnie Tel Awiw – morzem, spalinami, przyprawami, świeżą miętą, rozgrzanymi na słońcu ciałami i podgniłym towarem, bo jest upał i wszystko szybko się psuje. A do tego mocny aromat kawy. Rynek Karmel jest najpopularniejszy, sporo na nim turystów, więc jeśli szukacie czegoś bardziej kameralnego, to lepszy będzie Levinsky i cała jego multikulturowa okolica. Tam mieszkają Felasze czyli czarni Żydzi etiopscy, jest sporo sklepów rosyjskich i można kupić fantastyczne afrykańskie ubrania.
Jem humus na ciepło
Niedaleko Shuk Ha’Carmel jest dzielnica jemeńska. Pełna jest etnicznych knajpek, które są otwarte tylko w czasie lanczu. Lubię tam chodzić na obiad i jeść humus z różnymi roślinnymi dodatkami. Mam też swoje ulubione miejsce przy ulicy Pinsker na musabahę, czyli humus na ciepło. Wzięłam raz ze sobą swoich kucharzy z Warszawy, żebyśmy wspólnie rozgryźli na czym polega fenomen jego smaku. Nie udało nam się! To cudowne połączenie gorącej pasty z ciecierzycy z bulionem warzywnym. Nie jadłam nic lepszego i równie taniego. Jeśli nie chcecie wydać fortuny to stołujcie się na bazarach lub wybierajcie miejsca, w których siedzą lokalsi. Taki falafel z ulicy kosztuje 15 szekli (przelicznik jest jeden do jednego). Restauracje są dwa i pół razy droższe niż w Polsce. Tel Awiw to stolica street foodu. Żydzi przyjechali do niego ze wszystkich stron świata, stąd wzięła się jego kulinarna różnorodność. Można wybierać pomiędzy jemeńskim plackiem, burekasami, śledziami, etiopskimi zupami czy kuchnią indyjską. Je się na ulicy, bo prawie nikt nie gotuje w domu. Kuchnie w mieszkaniach są zbyt małe i nie mają wyciągów.
Jestem w podróży duchowej
Bezpośredniość mieszkańców Tel Awiwu może szokować. Mężczyźni nie gwiżdżą na kobiety, ale potrafią podejść i spytać, czy masz ochotę na kawę. Nawiązanie relacji z drugą osobą jest bardzo łatwe, zwłaszcza, że wszyscy mają na to czas. Nikomu się nie spieszy, docenia się chwile. Nie wiem kiedy mieszkańcy Tel Awiwu chodzą do pracy i skąd mają pieniądze, ale na pewno co zarobią to chętnie wydają. Liczy się tu i teraz. Tel Awiw jest bardzo tęczowym miastem, najbardziej tęczowym w całym Izraelu, zupełnie innym od konserwatywnej Jerozolimy. Tam do niedawna był tylko jeden klub gejowski, który i tak pod naciskiem środowisk ortodoksyjnych został zamknięty. Tel Awiw przy Jerozolimie to istna sodoma i gomora. Izrael uznaje śluby gejowskie, ma też zalegalizowane związki partnerskie i liberalne podejście do adopcji dzieci przez rodziny alternatywne. Znam takie, w których dzieci wychowuje czwórka rodziców. Skąd wynikają te różnice? Tel Awiw to bardzo młode miasto założone przez elity intelektualne, które uciekały z Europy przed nazizmem, grupę wykształconych i mających środki, żeby świat urządzić po swojemu. Nie przez przypadek można tu znaleźć taki wykwit modernizmu jakim jest Białe Miasto. Dziś to największy zbiór architektury Bauhausu na świecie wpisany na listę światowego dziedzictwa Unesco. Z pewnością przestrzeń zaprojektowana przez antykonserwatywny ruch w architekturze również odegrała rolę w tworzeniu miasta. Od tamtej pory przyciąga liberalne i antyreligijne środowiska.
Dziś dominuje tu trend kontestujący posiadanie. Dla przeciętnego mieszkańca Tel Awiwu to żaden problem spakować plecak i ruszyć przed siebie. Żydzi mają to we krwi, w końcu nigdy nie mieli swojego państwa i przez dwa tysiące lat byli tułaczami. Młodzi podróżami odreagowują obowiązkową służbę w wojsku, po której zostaje im hardość i pewnego rodzaju paranoja, że są otoczeni przez samych wrogów. Ruszają w świat, by odszukać siebie. Wszyscy moi znajomi są na jakieś ścieżce duchowego rozwoju. I to jest bardzo inspirujące.
/////Patenty na tanie podróżowanie////
Zakupy – sieciówki izraelskie, takie jak AM/PM czy Superjuda, są drogie. Lepiej kupować na bazarach. To jest bliski wschód, więc trzeba się targować, bo można przepłacić. Zdarzyło mi się kupić przyprawy za jakąś horrendalną sumę. Teraz zawsze pytam o cenę. Owoce, warzywa i świeże zioła są jednak z reguły tanie. Dwa złote za pęczek świeżej kolendry. Nabiał jest trochę droższy niż u nas, pieczywo w podobnej cenie.
Alkohol – miejscowi piją arak, anyżowy destylat. W restauracji kosztuje około 40 zł, w sklepie 10 zł, a w barach 20. Najlepiej kupić go w sklepie i pójść na plaże. Tak robią wszyscy.
Przelot – do Tel Awiwu latają tani przewoźnicy, bilety można kupić za grosze. Ważne: nie przylatujcie w piątek czy sobotę, bo wtedy jest szabat i nie działa komunikacja miejska. Ratunkiem są tylko taksówki i trzeba na nie wydać ok 100-150 szekli. Lepiej je omijać, bo są drogie i przylecieć w inne dni tygodnia. Podróż pociągiem z lotniska do miasta trwa kwadrans, a bilet kosztuje tylko 12 szekli.
Transport – bilet jednorazowy na autobus kosztuje 6 szekli i można jechać tak daleko, jak tylko się chce. Najpierw jednak trzeba kupić kartę i ją naładować. Zrobicie to na każdej stacji kolejowej, najlepiej tuż po przylocie. Wszystkie napisy są po angielsku, łatwo się we wszystkim połapać. Trudniej jest tylko na przystankach, bo może być ich 10 obok siebie, więc trzeba skrupulatnie sprawdzać ich numerki. Po mieście można się też poruszać rowerami czy hulajnogami miejskimi.
Pieniądze – szekle można kupić w Polsce. Nie warto wymieniać pieniędzy na miejscu, ani wypłacać ich z bankomatu, bo płaci się wtedy wysokie prowizje.
Mieszkanie – powinno być w centrum, bo najłatwiej się po nim poruszać. Kiedy jest szabat kursuje tylko parę prywatnych busów. Poza tym szkoda tracić czas na dojazdy. Lepiej poszukać lokum w centrum.
BIO
Malka Kafka – z wykształcenia psycholog, z pochodzenia Żydówka, z pasji restauratorka. Założycielka sieci wegańskich restauracji Tel Aviv Urban Food.
Wysłuchała: Basia Starecka